- Leila, co ty robisz? - złapał za rękę narzeczoną.
- Ona... ona groziła mi swoim psem!
- Co? - stanęłam tak blisko niej, że prawie stykałyśmy się nosami, posłałam jej gniewne spojrzenie.
- Nie ważne... - odwróciła wzrok i złapała Lucasa pod ramie. - Chodź.
- Idź już, zaraz dojdę. - Lucas nadal miał gniewną minę.
Tleniona blondyneczka uśmiechnęła się dość sztucznie i poszła.
Spodziewałam się jakiegoś mega kazania, że mam się odczepić, czy coś w tym stylu.
- Niezła jesteś w te klocki. - zaśmiał się, gdy był pewny że narzeczona już się oddaliła.
- Sł..słucham? - lekki szok.
- Podejrzewam, że bez problemu byś sobie poradziła.
- Oczywiście! - momentalnie się wyprostowałam i zaśmiałam.
Mailo podszedł do Lucasa i zaczął go obwąchiwać po butach.
- No cześć olbrzymie - podrapał go za uchem.
Mailo natychmiast mu uległ, położył się na plecach i odsłonił brzuch.
Lucas przykucnął i pomasował Maila po brzuchu.
- Musze spadać, nie przejmuj się Leilą, ona już taka jest. Mam nadzieje że jeszcze się zobaczymy? - wysunął dłoń, którą uścisnęłam. Spojrzał mi w oczy. Poczułam znów ciepło w całym ciele, dosłownie! W każdym centymetrze mojego ciała.
- Na pewno, cześć. - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił,
Odwrócił się i odszedł. Złapałam szybko Maila za obroże, gdyż chciał ruszyć w jego stronę.
- Idziemy do domu, dość wrażeń. - przypięłam olbrzymowi smycz i skierowałam się w przeciwną stronę.
***
- Vicky, tęsknie za Tobą, wracaj!
Siedziałam właśnie na kanapie, przed sobą na stoliku leżał laptop a na ekranie miałam marudzącą Kate.
- Kate, marudo, przestań. Słyszałam, że wpadacie z Davidem w weekend?
- Jasne! A teraz powiedz, poznałaś kogoś? - Kate wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- Wiedziałam, że o to zapytasz. Tak, dwóch mega przystojniaków, z którymi miałam nieziemski sex.
- Serio!? - złapała się za usta.
- Nie. - zaśmiałam się.
Gadałyśmy tak do 18. Pomyślałam, że czas kończyć rozmowę gdy mój tyłek domagał się mniej ucisku od kanapy. Wzięłam Mailo na toaletę do parku. Dość szybko wróciliśmy, gdyż odziwo zaczał padać deszcz. Ubrałam koronkowe szorty i duży t-shirt, który podkradłam Davidowi.
Gdy tylko wchodziliśmy do mieszkania, Mailo od razu kładł się i nic nie robił, nawet nic nie zjadł od wczoraj. Dość poważnie rozważałam to aby David zabrał go spowrotem gdy przyjedzie.
Poszłam do sypialni, Mailo za mną, położył się pod łóżkiem a ja nastawiłam budzik na 7 rano. Wskoczyłam na łóżko i nawet nie przykrywając się zasnęłam.
Przebudziłam się, gdy poczułam ogromny ciężarna sobie, otworzyłam jedno oko i zobaczyłam Mailo, zerknęłam na sprzęt, na którym wyświetlała się godzina.
- 3:28? Mailo, nie żartuj... - gdy tylko odezwałam się Mailo zeskoczył z łóżka i usiadł obok.
- Siku? - usiadłam na brzegu łóżka.
Pies od razu ruszył w strone drzwi.
- Zaa coooo.... - ziewnęłam.
Ubrałam jakieś pierwsze lepsze spodenki, założyłam klapki i wyszłam z psem przed budynek w poszukiwaniu jakiegoś skrawka zieleni. Oparłam się głową o drzewo i zamknęłam oczy gdy Mailo załaltwiał potrzeby. Pech chciał, że ten skrawek zieleni był przy ulicy. Nagle głośne trąbienie samochodu spowodowało że aż podskoczyłam. Pokazałam tylko środkowy palec w strone przejeżdżającego samochodu.
- Idiota. - pomyślałam.
O 3:40 byłam spowrotem w łóżku. Zamknęłam oczy, trochę się pokręciłam i zasnęłam.
Nagle budzik. 7:00, miałam wrażenie że przespałam zaledwie 5 minut, czułam się strasznie nie wyspana. Dla pewności wyszłam jeszcze raz z Mailo. Po powrocie z jego toalety wzięłam prysznic, jakoś doprowadziłam się do ładu. Wygrzebałam z szafy jakieś eleganckie ubrania, włosy spiełam w kucyk. Poszłam do kuchni, zrobiłam kawę po czym usiadłam na ladzie, mimo to że krzesła wcale nie były zajęte. Lubiłam siedzieć na ladzie i pić cokolwiek, zawsze robiłam tak z Davidem, gdy byliśmy młodsi, siadaliśmy w kuchni na ladzie i piliśmy kakao.
Wybiła 8:30, wyszłam z mieszkania. Przywitałam się jak codzień z portierem, wyszłam z budynku i złapałam taxówkę. Po jakoś 20 minutach wysiadłam pod budynek Foxfire, spojrzałam do góry, aż zakręciło mi się w głowie, miał z tysiąc pięter. Oczywiście te tysiąc pięter widziała moja wyobraźnia. Poprawiłam włosy, wygładziłam spódnice i podeszłam do dużych szklanych drzwi, w sumie to chyba wszystko tu było ze szkła. Stało przed nimi dwóch dużych gości z ząłożonymi rękami, ciemnyi okularami i z jedną słuchawką w uchu.
- Dzień dobry ja... Na rozmowe dziś... Dziś mam tutaj rozmowę o prace. - jakoś wyjąkałam. Przerażali mnie.
- Nazwisko? - zapytał jeden dośc oschnle.
- Victoria Sparks.
- Victoria Sparks. - powtórzył łapiąc się za słuchawkę w uchu.
- Może pani wejść - dodał po chwili.
- Dziękuję.
Weszłam do budynku i podeszłam do ogromnej lady. Ruda sekretarka powiedziała mi wszystko co powinnam wiedzieć.
Udałam się na dwudzieste piętro, gdy wyszłam z windy oniemiałam. Kolejna ogromna lada, tym razem szatynka.
- Pan Fox już na Panią czeka, pokój 118.
Skinęłam tylko głową w formie podziękowania. Udałam się pod pokój 118, był na końcu korytarza. Wszystko było takie piękne, że brakowało mi słów by to opisać. Zapukałam.
- Wejdź! - usłyszałam.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Po raz kolejny oniemiałam...
~*~
Mój tyłek też domaga się mniej ucisku od kanapy, więc kończę rozdział.
Mam parę pomysłów co do tego wszystkiego, więc kolejna część niebawem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz