Mężczyzna. Wysoki. W idealnie dopasowanym garniturze. Stał tyłem do mnie, a przodem do ściany, na którą patrzyło się i miało się wrażanie że jej nie ma, gdyż było to jedno wielkie okno na świat.
- Dzień dobry... Ja na rozm...
- Tak Victorio usiądź. - przerwał mi swoim głosem, który wywołał dreszcze i się odwrócił.
Czułam jak moje nogi protestowały i chciały paść na kolana. Kolejny przystojny facet. Co to za miasto!? Usiadłam. On również.
- Nazywam się Oscar Fox. Jeśli przejdziesz rekrutacje u mnie, to potem już z górki. - uśmiechnął się.
- ... - jedynie odwzajemniłam uśmiech i nie potrafiłam oderwać oczu.
- Mam tu twoje CV. - wziął długopis, oparł się o oparcie krzesła. Jedną rękę bazgrał coś po moim CV, drugą stukał palcami w biurko. Patrzałam na niego jak w obrazek, ten garnitur, a krawat? Krawat koloru morskiego, niczym jego oczy. Mogłabym w nich utonąć niczym w morzu. Idealne rysy twarzy. Mniam...
- Victorio? - wyrwał mnie z marzeń.
- Tak? Przepraszam. - speszyłam się i starałam się być tutaj również duchem.
- Zapytałem do jakiego działu chciałabyś się dostać. - zauważyłam jak jego kącik ust drgnął w górę, widocznie rozbawiła go moja nieobecność duchem.
- Ah tak. Zależałoby mi na projektowaniu ogrodów, ukończyłam ten kierunek i dobrze się w tym czuje... - opowiadałam, opowiadałam.
Nie odrywał ode mnie wzroku. Nic nie mówił, tylko bazgrał i przytakiwał.
- ...Co byś powiedziała na organizowanie imprez charytatywnych czy też innego rodzaju? - przerwał mi w połowie zdania.
- Nie wiem, czy dałabym radę. Nie miałam jeszcze przyjemności organizować tak poważne imprezy.
Byłam zaskoczona. Halo! Panie przystojny! Ja nie chce żadnych imprez, ja chce moje ogródki! Opowiadam o jednym a on wyskakuje z drugim.
- Rozumiem, lecz nalegam. Wiem, że dasz radę. A potrzebujemy osób do tego. Przyjdź jutro o 9, przedstawie cię twojemu przełożonemu, który Ci wszystko wyjaśni. - wstał a ja automatycznie też.
- Ale...
- Pozwól, że odprowadzę Cie do drzwi - znów mi przerwał.
- Dobrze. - odwróciłam się w stronę drzwi.
Poczułam jego dłoń na moich lędźwiach. Fala ciepła przeszła przez moje ciało. Odprowadził mnie tak do drzwi, otwierając mi je.
- Do jutra Victorio. - zabrał dłoń.
- Do widzenia, dziękuję. - przeszłam przez próg, posłałam uśmiech i odeszłam.
- To ja dziękuję - usłyszałam w oddali.
Odetchnęłam w ulgą mimo to, że nie dostałam się tam gdzie chciałam.
- Do widzenia. - rzuciłam z uśmiechem do szatynki. Ta tylko pokiwała głową i przewróciła oczami, cokolwiek to miało znaczyć.
Zjechałam windą na sam dół. Ok,. przesadziłam z milionami pięter, było ich tylko 20.
Pożegnałam się z blondynką za recepcją, ta za to uśmiechnęła się i mi pomachała.
Wyszłam z budynku i oberwałam duchotą prosto w twarz. Zrobiło się strasznie gorąco, w budynku za to było przyjemnie, pewnie za sprawą klimatyzacji.
***
- Udało się! - wykrzyczałam do telefonu. Usłyszałam radość mamy i Davida.Siedziałam już na kanapie w salonie, miałam ubraną tylko białą bokserkę i koronkowe szorty. Było mi nieziemsko gorąco.
- Mała, pamiętaj, w weekend to świętujemy! - radość w głowie Davida przyprawiła mnie o uśmiech.
- David, ona ma dopiero 21 lat, nie rozpijaj siostry! - opiekuńcza matka.
- Mamo przestań, tylko gdzieś sobie potańczymy.
- No ja mam nadzieje. Jak tam Mailo?
- Źle... - posmutniałam. - Nie chce nic jeść, myślę że to wszystko go przytłacza. U nas mógł siedzieć cały czas na ogródku a tu? Ciągle w czterech ścianach. Myślę, że David powinien go stąd zabrać.
- To będzie dobry pomysł, po co psina ma się męczyć. Będziesz go odwiedzała - pocieszyła mnie matka.
- No tak... Ok, kończę, idę się z nim przejść.
- Nie chodź z nim tak, długo w taki upał! - usłyszałam srogi głos Davida
- Jeej, wiem, zabieram butelkę wody zawsze.
- No to trzymaj się mała, pa!
Pożegnałam się z bratem i matką.
Niechętnie założyłam spodenki i stanik pod bokserkę. Spięłam włosy w jakiś roztrzepany kok. Zabrałam olbrzyma, zamknęłam mieszkanie i wyszłam. Postanowiłam trochę pozwiedzać i zajść trochę dalej. Starałam się chodzić tam, gdzie znajdował się cień. Mijałam różne kawiarnie, restauracje, bary, dyskoteki, doszłam do uliczki gdzie znajdowały się eleganckie domy. Muszą tu mieszkać nieziemsko bogaci ludzie. Na jednym podwórku za białym płotem zobaczyłam Yorka, którego już gdzieś widziałam.
- No nie... - przewróciłam oczami. To tutaj musi mieszkać ta cała Leila.
Nagle coś szarpnęło mnie do tyłu, odwróciłam się i spanikowałam. Mój Mailo padł na bok i strasznie dyszał.
- Jeej! - odkręciłam szybko wodę i zaczęłam mu polewać mordkę i ogólnie jego całego. Nic z tego, woda zdążyła się już nagrzać i nie była tak chłodna jak wychodziliśmy z domu. Nie wiedziałam co mam robić.
- Mailo! - starałam się podnieść olbrzyma, ale nie miałam tyle siły.
- Pomocy! - krzyczałam. Odpowiedziała mi głucha cisza...
"Ja chcę moje ogródki" - tekst powalający :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Mailo wyjdzie z tego cały i zdrowy :<
Ciekawy rozdział. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział:
http://historia-bolu.blogspot.com/