.

poniedziałek, 27 października 2014

14.

     Marco był dziś wyjątkowo zabiegany. Nawet nie zadał mi nic konkretnego do roboty. Gdy tylko chciałam go o cokolwiek zapytać, jak przechodził obok mojego stanowiska, rzucał mi krótkie 'zajmij się czymś'. Siedziałam więc przeglądając foldery znajdujące się w komputerze. Z godziny na godzinę zjeżdżałam tyłkiem z krzesła i umierałam z nudów. Co chwile wypatrywałam Pana Szefa Wszystkich Szefów, żeby znów nie zostać zbesztanym.
- Victoria, Victoria!
Podskoczyłam niczym poparzona, gdy Marco wyrósł przede mną jak z ziemi. Szybko zamknęłam pootwierane foldery.
- Musisz iść ze mną!
- Co? Gdzie? - wygrzebałam się jakoś spod biurka i stanęłam przed nim.
- Na spotkanie! Musimy przedstawić plan balu.
- Dlaczego ja?
- Bo tylko Ty przyszłaś mi do głowy. Chodź, nie mamy czasu.
Wygładziłam ubranie, przeczesałam włosy ręką i po otrzymaniu dwóch kciuków w górę od Marco - ruszyliśmy. Spotkanie poszło w miarę dobrze. Przedstawiliśmy cały plan balu przedstawicielowi fundacji 'Dla Dziecka'. Mężczyzna wyglądał na zadowolonego, więc kamień spadł nam z serca. Zapewnialiśmy, że dopilnujemy godnego przebiegu balu. Po spotkaniu wskoczyliśmy do kawiarenki obok Foxfire na kawę, szarlotkę i pogaduchy. Ponoć szczęśliwi czasu nie liczą, nie? Zostało nam 10 minut do końca pracy, a my dopiero pojawiliśmy się na naszym piętrze. Gdy tylko wyszliśmy z windy ujrzeliśmy Pana Szefa Wszystkich Szefów. Momentalnie spoważnieliśmy, gdyż wyglądał jakby stał tutaj i czekał od wieków.
- Udane spotkanie? - skrzyżował ręce na piersi.
- Tak szefie. Przedstawiciel fundacji był bardzo zadowolony. Victoria bardzo dobrze przedstawiła plan balu, nie omijając niczego.
- Świetnie. Wasze spotkanie skończyło się jakieś półtora godziny temu. Więc nie wychodzicie stąd wcześniej niż za półtora godziny, tak?
- Tak, tak... - wydukał Marco.
- Victorio? - skierował wzrok na mnie i poczułam się jakbym dostała w pysk.
- Tak!
- Świetnie. - odwrócił się i odszedł.
Nim Marco zdążył cokolwiek powiedzieć, Pan Oscar Fox zawołał go do siebie. Więc posłał mi tylko przepraszające spojrzenie i odszedł za szefem.
Zastanawiało mnie tylko skąd wiedział, kiedy te całe spotkanie się zakończyło i co takiego chce od Marco, że co chwile go do siebie woła. No i dlaczego Marco nie potrafi mu się sprzeciwić.
     Wybiła już upragniona 18:30. Na sali jedynie była starsza pani, która zajmowała się sprzątaniem. Już miałam wyłączać komputer, lecz nagle na ekranie wyskoczyło okienko z powiadomieniem o nowej wiadomości. Kliknęłam w nie i ujrzałam maila. 'Dobrze wiedzieć, że mam tu pocztę.' - pomyślałam i przewróciłam oczami.
" Zapraszam Panią do mojego biura. Teraz. Oscar Fox."
Skrzywiłam się. Czego on chce. Akurat teraz, gdy powinnam właśnie wychodzić z biura. Niechętnie pozbierałam swoje rzeczy, wyłączyłam komputer i skierowałam się w stronę windy. Wjechałam na dwudzieste piętro. Szatynki, która przeważnie siedziała za ladą nie było. Poszłam więc pod drzwi, które miałam się udać i zapukałam. Cisza. Zapukałam jeszcze raz. Usłyszałam ciche 'wejdź', więc weszłam.
- Siadaj Victorio.
Oscar stał za swoim biurkiem ze skrzyżowanymi rękoma. Usiadłam.
- Victorio... Czy ty aby na pewno chcesz tutaj nadal pracować? Jesteś na okresie próbnym, a już drugi raz wpadłaś...
- Przepr...
- ...Nie toleruję takiego zachowania. Wiem, że jesteś młodą dziewczyną, która chce w pełni korzystać z życia. Ale musisz wywiązywać się ze swoich obowiązków. Na prawdę, nie chciałbym Ci podziękować za współpracę po tak krótkim okresie, gdyż wiem, że stać Cię na wiele więcej.
- Przepraszam. - w końcu dał mi dojść do słowa.
- Na nic tu twoje przepraszanie. - zmienił temat i wyciągnął coś spod biurka.
Podał mi torebkę, w której przeważnie daje się prezenty. Z tego co wiem, to moje urodziny już były.
- No trzymaj. - nalegał.
Delikatnie zabrałam ozdobną torebkę i zajrzałam do środka. W oczy rzucił mi się granatowy materiał.
- Co to?
- Nie dowiesz się, jeśli sama nie zobaczysz.
Wyciągnęłam i doznałam szoku. Wyciągnęłam przecudną sukienkę.
- Co to? - zapytałam ponownie z niedowierzeniem.
- Twoja sukienka na środę.
- Ale... Ja jej nie mogę wziąć. - szybko schowałam ją z powrotem i postawiłam torebkę na biurku.
- Masz ją zabrać Victorio. To też twój obowiązek.
- Nie mogę. - wstałam.
- Nie sprzeciwiaj się.
- Przepraszam, czy mogę już pójść? - zmieniłam temat.
Oscar odwrócił się tyłem i wbił wzrok w panoramę za oknem. Po chwili ciszy otrzymałam krótkie 'Idź.' Wyszłam bez słowa. Co to miało być? Sukienka była na prawdę prześliczna, ale to było logiczne, że nie będę przyjmowała takich prezentów od szefa mojego szefa. Ciesze się, że jednak ją zostawiłam.

***

     Siedząc w kuchni na ladzie, popijając zimną colę zadzwoniłam do mamy.
- Córciu!
Zrobiło mi się od razu lepiej na sercu, gdy usłyszałam ciepły głos mamy.
- Mamoo, nie jestem już taką małą córcią. - zaśmiałam się.
- Dla mnie zawsze będziesz malutką córeczką.
- Jak Mailo?
- Dobrze, wygrzewa się na słońcu, nie wychodzę z nim zbyt często, ponieważ większość czasu przesiaduję w bibliotece.
Jak na bibliotekarkę przystało - pomyślałam.
- Wiedziałam, że będzie mu tam lepiej. Nie wiem po co w ogóle doprawiłam go o tyle stresu z podróżą.
- Nie obwiniaj się, chciałaś go mieć po prostu przy sobie. Co ty teraz robisz siedząc sama?
- Dziś akurat musiałam dłużej zostać w pracy. Nie jest źle. - skłamałam. Było okropnie. Czułam się strasznie samotna.
- Tylko pamiętaj, jedz dużo. Musisz mieć siłę by pracować.
- Tak, tak mamo, wiem. Co jeszcze ciekawego tam u was słychać?
- Matthew był u nas, pytał o Ciebie.
- Co?! - niemal wykrzyczałam do słuchawki.
Tylko tego brakowało. Moja pierwsza miłość, która wybrała alkohol zamiast mnie pyta o mnie? Aż zrobiło mi się nie dobrze. Wszystkie wspomnienia wróciły.
- Vicky? - matka wyrwała mnie z zamyśleń.
- Co mu powiedziałaś?
- Że wyjechałaś do Bigtowndreams, bo dostałaś prace. Nic więcej.
- To i tak za dużo... Mamo...
- Ależ skarbie, nawet nie wiesz jak się zmienił po odsiadce w więzieniu.
- Jestem zmęczona, wybacz. Zadzwonię wkrótce. Nie mów nic więcej Mattowi, proszę.
- Dobrze, dobrze. Śpij spokojnie skarbie.
- Pa.
Położyłam telefon na ladzie. Schowałam twarz w dłonie. Starałam się powstrzymać łzy, lecz nic z tego nie wyszło. Wpadłam w płacz. Nie chcę widzieć tego dupka. Cierpiałam przez niego ogromnie. Miałam zaledwie 16 lat, gdy myślałam, że to ten jedyny, ten jedyny książę na białym rumaku. W wieku 19 lat dostałam od niego kopa w tyłek. Tak po prostu, bez wyjaśnień, z dnia na dzień. Wyjechał. Odwrócił się ode mnie po śmierci ojca. Wtedy, gdy go najbardziej potrzebowałam. Po paru miesiącach od jego wyjazdu dowiedziałam się, że zamknęli go. Nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam za co. Nikt nie wiedział, lub też nikt nie chciał mi powiedzieć.
     Zabrałam telefon i poszłam do sypialni. Przebrałam się w luźną bluzkę i padłam na łóżko. Płakałam. Płakałam z bezradności. Chciałam być właśnie teraz przy mamie, Davidzie, Kate i Mailo. Mieć wszystkich obok siebie. Te miasto nie jest dla mnie.



~*~
Czytasz? Skomentuj, nawet jednym słowem :)

3 komentarze:

  1. Nie dziwię się Victorii, że przechodzi załamanie. Sama też nie dałabym rady wytrzymać tak daleko z dala od najbliższych :<
    Nie podoba mi się ten cały Oscar. Sztywniak i tyle! Chociaż gorący sztywniak, to go usprawiedliwia ^^
    Mam nadzieję, że Matthew trochę na dłużej pojawi się w opowiadaniu, czuję, że trochę by namieszał.
    Czekam na następny z wielką niecierpliwością. Chcę już tego balu, jak cholera! :o
    Weny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. WTF ? Ten Oscar mnie zadziwia jest intrygujący ,ale.. też troche zbyt sztywny , no , ale co zrobić , w końcu to nie nastolatek :) Też chciała bym więcej Matthewa no iii bal *.* :) ciekawe jak wszystko przebiegnie :D
    Szybciutko pisz następny rozdział pozdrawiam Nobody :*

    OdpowiedzUsuń
  3. KOLEJNY ROZDZIAŁ: http://reallyiloveyou.blogspot.com/
    Całuje i czekam na następny z niecierpliwością Nobody :*

    OdpowiedzUsuń