.

poniedziałek, 3 listopada 2014

15.

     Popijałam kawę i wydzwaniałam do osób zaproszonych na jutrzejszy bal charytatywny. Było ich bardzo dużo, więc podzieliliśmy się z Marco listą numerów. Wczoraj zasnęłam późno, więc przydałoby się jakieś kopnięcie w cztery litery, bym się w końcu ogarnęła.
- Cóż za diabelskie nazwisko. Rawr. - zaśmiałam się gdy przeczytałam kolejną osobę z listy.
- Devils. Słucham? - usłyszałam głos starszej osoby.
- Witam, z tej strony Victoria Sparks z firmy Foxfire.
- Ah tak, pewnie chodzi o jutrzejszy bal charytatywny?
- Zgadza się, chciałabym potwierdzić Pana obecność.
- Bardzo mi przykro, ale nie będę mógł się wstawić. Jeśli byłoby możliwe, by reprezentował mnie mój syn, byłbym wdzięczny.
- Tak, oczywiście. Gdyby Pan mógł tylko przedstawić godność Pana syna.
- Lucas Devils. - przeszedł mnie dreszcz słysząc to imię.
Pożegnałam się uprzejmie i wzięłam głęboki oddech. Kolejna kawa powinna postawić mnie jakoś na nogi.

***

- Ogarnij się. - mówiąc sama do siebie, stwierdziłam, że jest już ze mną źle.
Siedziałam na łóżku a wokół mnie były porozrzucane sukienki. Został mi jeden dzień na wybranie czegokolwiek, co by pasowało na jutrzejszy bal. Każdą przymierzyłam już z cztery razy i nadal nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
     Pukanie do drzwi. Zaskoczona skierowałam się do drzwi wejściowych poprawiając po drodze kucyk. Zajrzałam przez lupkę, ujrzałam mężczyznę z paczką.
- Pani Victoria Sparks? - zapytał spoglądając na mnie, gdy tylko otworzyłam drzwi.
- Zgadza się.
- Paczka dla Pani, potrzebuję tylko podpis.
- No dobrze... - trochę niechętnie podpisałam się we wskazanym miejscu i grzecznie pożegnałam mężczyznę.
Na paczce nie było śladu nadawcy. Otworzyłam ją, gdy tylko usiadłam z powrotem na łóżku.
- Nie wierzę...
Moim oczom ukazał się już raz widziany granatowy materiał. Sukienka. Ta sama, którą wręczył mi Oscar. Gdy rozłożyłam ją na łóżku wypadła koperta, w której znajdowała się krótka wiadomość.
" To też Twój obowiązek, Victorio."
Ten facet jest niemożliwy. Szczerze mówiąc, sukienka strasznie mi się podobała i na prawdę była idealna na bal. Ciekawi mnie czy to on ma taki dobry gust, czy też jego żona, narzeczona, dziewczyna, kochanka, ktokolwiek inny. W sumie, nawet nie przyjrzałam się czy ma obrączkę lub jakieś zdjęcie kobiety w biurze. Podejrzewam, że gdyby miał kogoś, to wybrałby się właśnie z tamtą osobą na bal, a nie ze mną.
     Ogarnęłam pokój, który wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Sukienkę, na którą jestem skazana zawiesiłam na wieszaku, który powiesiłam na drzwiach szafy. Po takim małym wysiłku niemal zakręciło mi się w głowię. Moim dzisiejszym pożywieniem były kanapki na śniadanie i cztery kawy. Jest już po dwudziestej, więc jedyne co mi przyszło do głowy to naleśniki z nutellą i bananami. Mniam!

     Cudownie jest obudzić się bez pomocy budzika. Wstałam wyjątkowo z dobrym humorem mimo, że było dopiero po dziewiątej. Wykonałam standardowy poranny rytuał, czyli prysznic, śniadanie, kawa i wiadomości w telewizji. Po wypiciu kawy zadzwoniłam do Kate.
- Serio...? - usłyszałam zaspany głos przyjaciółki.
- Kate, ty nie w pracy?
- Mam na piętnastą i myślałam, że pośpię. Wczoraj zamknęłam bar dopiero po pierwszej w nocy...
- Mam się rozłączyć?
- Coooś ty. - wyziewała mi do słuchawki na co się zaśmiałam.
Opowiedziałam dziewczynie co ciekawego się wydarzyło, a mianowicie o Panie Szefie Wszystkich Szefów i sukience. Po moim monologu Kate stwierdziła, że to po prostu bogaty dupek.
- Był u mnie Matt. - wypaliła niczym grom z jasnego nieba. Otrzymała ciszę z mojej strony.
- Vii, pytał o Ciebie, wyglądał na takiego... Stęsknionego za Tobą, serio. Tak jakby to nie był on.
- Kate...
- Nie, nic mu nie powiedziałam. Wyjechałaś i tyle. Nie wiem na ile, nie wiem gdzie, nie wiem po co.
- Dzięki.
- Jezu Vicky, zepsułam Ci humor w dniu balu? Co ze mnie za przyjaciółka...
- Najlepsza. - uśmiechnęłam się pod nosem.
     Dość szybko zakończyłyśmy naszą rozmowę z powodu rozładowującej się baterii w moim telefonie. Gdy spojrzałam na ekran ujrzałam wiadomość od nieznanego mi numeru.

~Od: ???
" Bądź gotowa na 16:30. "

***

     Spoglądałam na moje odbicie w lustrze, w przedpokoju. Ubrała byłam w sukienkę, ofiarowaną przez pana szanownego Oscara. Moje włosy o dziwo współpracowały ze mną, więc udało mi się stworzyć lekkie loki. Dodałam do tego wszystkiego troszkę mocniejszy makijaż i kopertówkę, w której znajdował się już mój telefon, chusteczki no i potem wylądują tam też klucze.
Usłyszałam dźwięk domofonu. Podniosłam słuchawkę.
- Pan Oscar czeka na Panią w samochodzie przed budynkiem.
- Dziękuję Bill.
Tak, Kate miała rację, to dupek. Nawet nie potrafił sam podejść i zadzwonić. Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam za sobą drzwi, klucze schowałam do torebki i wsiadłam do windy.
- Niech ten dzień się już skończy
Wyszłam z budynku i oniemiałam. Wyglądał wręcz idealnie w idealnym garniturze z idealną fryzurą, nawet z idealnym zarostem. Zauważyłam, że jego kącik ust drgnął. Halo, halo, czy on się właśnie uśmiechnął? Pan wiecznie nadęty się uśmiechnął? Nie wierzę. Powoli zbliżałam się do niego.
- Pasuje Ci ta sukienka Victorio.
Nic nie wydusiłam z siebie, jedynie uśmiech.
     Podjechaliśmy Infiniti Q70 pod miejsce, gdzie miał odbywać się dzisiejszy bal charytatywny. Oscar wysiadł z samochodu i w mgnieniu oka otworzył drzwi, pomagając mi przy tym wysiąść. Podał kluczyki jakiemuś młodemu chłopakowi, który stał niedaleko. Domyśliłam się, że chodzi o zaparkowanie jego wozu.
- Chodźmy.
Położył dłoń w dole moich pleców i tak weszliśmy na salę. Byliśmy przed czasem, by sprawdzić czy wszystko jest na miejscu. W dali zobaczyłam Marco, który na mój widok niezbyt się ucieszył. Lub też na widok mojego towarzysza.
- Wybacz, muszę załatwić jeszcze kilka spraw.
Oscar odszedł, zostawił mnie na środku. Poczułam się skrępowana, gdyż czułam wzrok kapeli, barmana, kelnerów i ogólnie wszystkich ludzi na sobie. Postanowiłam podejść do Marco, który rozmawiał z barmanem.
- Cześć. - rzuciłam krótko stając tuż obok niego.
Odwrócił się w moją stronę z uśmiechem. Kamień spadł mi z serca. Widocznie wcześniej chodziło mu o mojego towarzysza.
- Witam przepiękną Pannę Victorie Sparks, wow!
Mówiąc to złapał mnie za dłoń i zakręcił mną przyglądając się sukience na co pokiwałam głową i się zaśmiałam..
- Miałeś całkiem inną minę gdy weszłam na salę z Oscarem.
Marco westchnął i łapiąc mnie za przedramię pociągnął mnie w miejsce gdzie nikt nas nie usłyszy.
- Victorio, uważaj na niego, na prawdę. - zrobiłam tylko pytającą minę na co otrzymałam ciszę.
     Ludzie zaczęli się schodzić. Oscar stał przy drzwiach i witał wszystkich. Razem z Marco pilnowaliśmy by wszystko przeszło zgodnie z planem. Grała muzyka, był ogromny bufet oraz stoisko, gdzie ludzie wpłacali pieniądze na dzieciaczki.
     Bal trwał. Rozmawiałam właśnie z przedstawicielem Domu Dziecka z Sreengever.
- Pan wybaczy, porywam naszą dzisiejszą bohaterkę. - usłyszałam za sobą znajomy głos.
Mężczyzna z którym rozmawiałam uśmiechnął się tylko do osoby stojącej za mną i odszedł. Odwróciłam się.
- Śledzisz mnie?
Lucas był wyraźnie rozbawiony moją zszokowaną miną.
- Nic na to nie poradzę. - poruszył brwiami z cwanym uśmieszkiem.
- Nie widziałam Cię na liście gości. - czułam się obnażona, gdy tak spoglądał na mnie.
- Mnie może nie, ale mojego ojca tak. Rozmawiałaś z nim przez telefon.
- Devils?  - dopiero teraz skojarzyłam.
- We własnej osobie, drinka?
- Chętnie...
O tak, muszę się wyluzować. Oscara nie widać na horyzoncie więc chyba mogę sobie pozwolić na drinka, mimo, że w sumie to jestem w pracy.
- Gdzie masz towarzyszkę? - wypaliłam, gdy staliśmy przy barze. W sumie, to nie powinno mnie to interesować.
- Bawi się w Vegas, wiesz, tydzień panieński, suknie ślubne i te inne sprawy. Zobaczymy się przed ołtarzem. Jej rodzice są staroświeccy. Pan młody nie może zobaczyć partnerki przed ślubem. Mają dziwne poglądy. - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech ponieważ na nic innego nie było mnie stać.
Na scenę wyszedł przedstawiciel Domu Dziecka i wygłaszał przemowę, w którą starałam się wsłuchać. Nie pozwalał mi jednak na to Lucas. Jego wzrok mnie przeszywał, wręcz obnażał. A wieczór się jeszcze nie skończył...






~*~
Nadszedł poniedziałek i nadszedł nowy post! :)
Co nieco się zmieniło w spisie bohaterów :) >klik<

3 komentarze:

  1. a jak oni coś ten tego ? :O w sumie to , nawet było by dobrze bo uwielbiam Lucasa :)
    co do rozdziału,troche zbyt krótki,ale za to wspaniały ! czekam z niecierpliwością na kolejny :)
    Jeżeli możesz informuj mnie kiedy dodasz następny w komentarzu na moim blogu :)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Nobody :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział: http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/2014/11/04-nie-pacz-idiotko.html Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lucas Lucas Lucas <3 Po co on czeka na tą barbie, niech Vicky porwie pod ołtarz! :o
    Weeeny! ;*

    OdpowiedzUsuń