.

poniedziałek, 10 listopada 2014

16.

     Usłyszałam już mnóstwo opinii w sprawie zorganizowanego balu. Moje ego zaraz wybuchnie z tych pochwał, a policzki spłoną od ciągłego rumienienia się. Wyjście przed sale było najlepszym rozwiązaniem. Muzyka i głośne rozmowy od razu się stłumiły a ja mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Było już po dwudziestej, wiał lekki, przyjemny wietrzyk.
- Hej piękna. - Marco stanął obok mnie z papierosem za uchem.
- Przestań, bo moje ego wybuchnie. - powiedziałam śmiejąc się.
- Palisz? - machnął mi paczką papierosów.
- Ahh daj. - wzięłam, bo co mi szkodzi.
Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się głęboko. Zakręciło mi się w głowie, więc oparłam się dłonią o ścianę budynku.
- Długo się nie paliło, co? - zaśmiał się, odpalając swojego papierosa.
Kiwnęłam tylko głową.
- Widziałem, że wzięłaś sobie moją rade do serca i znalazłaś sobie innego towarzysza hm? - szturchnął mnie znacząco łokciem w bok.
- Nawet nie wiem gdzie jest Oscar.
- Pewnie zalicza jakąś bogatą dziunie w ubikacji.
- O wilku mowa... - wyszeptałam.
Pan szanowny Oscar Fox kierował się właśnie w moją stronę z szatańskim uśmieszkiem.
- Zapraszam do środka. - objął mnie w talii.
Nie potrafiłam zaprzeczyć, wyrzuciłam niedopalonego papierosa i posłałam uśmiech do Marco, ten jednak tylko pokiwał głową i spuścił wzrok. O co mu do cholery chodzi?
Oscar prowadził mnie... w stronę łazienki?! Co jest? Jestem rozmazana, brudna czy co? Mimo jego objęcia stanęłam przed drzwiami, na co zrobił zaskoczoną minę.
- Coś nie tak? - zapytał zbliżając się. - Ah tak, proszę. - wręczył mi kopertę.
- Co to? - zajrzałam do niej i od razu tego pożałowałam. Pieniądze?
- Chyba jeszcze nie czas wypłaty? - wcisnęłam mu kopertę z powrotem w dłoń. Tyle kasy jeszcze nie widziałam na oczy.
- To za dzisiejszy wieczór, który się jeszcze nie skończył. - dwa ostatnie słowa wypowiedział z naciskiem.
- Nie rozumiem? - i nie chcę rozumieć.
- Oh Victorio, to wszystko to twój obowiązek. Wiedziałaś, na co się piszesz.
- Co? Pójście z Panem do łazienki? Że niby w jakim celu?! - chciałam odejść od niego.
- Ciszej! - złapał mnie za nadgarstek i ścisnął.
Wystraszyłam się. Na prawdę ten facet mnie przeraził. On ma nie równo pod sufitem. Zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam Marco, z miną mówiącą, że nie może mi pomóc. Starałam się wyrwać rękę.
- Victorio przestań! Chyba chcesz nadal pracować w tej firmie?
Jego twarz była blisko mojej, widziałam jak zaczyna się wściekać. Serce biło mi jak oszalałe.
- Oscar, daj spokój.
Pan Szef Wszystkich Szefów puścił moją rękę, poprawił krawat i bez słowa odszedł, rzucając mi spojrzenie 'to jeszcze nie koniec'. Stałam jak wryta. Przede mną pojawił się Lucas.
- Wy... Się znacie? - wyszeptałam.
Miałam ochotę wpaść w szloch.
- Potrzebujesz czegoś? - nie odpowiedział mi na moje pytanie.
- Mojego łóżka i lodów...
Zdaje się, że go rozbawiłam, ponieważ kąciki jego ust drgnęły w uśmiech.
- Jeśli pozwolisz, odwiozę Cię.
- Tak, proszę...
     W mgnieniu oka znaleźliśmy się w samochodzie. Jechaliśmy w ciszy. Będąc sam na sam z Lucasem, nie odczuwałam takiego strachu jak będąc pomiędzy ludźmi z Oscarem. Wzrok wlepiłam w szybę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Samochód zatrzymał się na parkingu za budynkiem, w którym znajdowało się moje mieszkanie.
- Jesteśmy. - oznajmił mój dzisiejszy wybawca.
- Dziękuję. Lucas...
- Tak?
Poczułam jego wzrok na sobie. Nie odwracając głowy od szyby zapytałam:
- Czy... Może wejdziesz na herbatę?
Nic nie odpowiedział. Zgasił silnik i wyszedł z samochodu, by zaraz otworzyć mi drzwi i pomóc wyjść. Posłałam mu tylko szczery uśmiech.
     Wjechaliśmy windą na moje piętro i weszliśmy do mieszkania.
- Rozgość się, tylko się przebiorę i zrobię tą herbatę.
Wskoczyłam do sypialni, ściągnęłam sukienkę i rzuciłam ją w kąt. Nie miałam ochoty na nią patrzeć. Mając ją na sobie czułam się brudna. Założyłam jeansy, szary t-shirt bez specjalnych nadruków czy też obrazków, a włosy spięłam w kok. Miałam dość tych loków. Zmyłam cały makijaż i użyłam tylko tuszu do rzęs. Czułam się o wiele lepiej w normalnych ciuchach. Wyszłam z sypialni w celu zrobienia herbaty, lecz ktoś mnie wyręczył.
- Herbata gotowa. - oznajmił Lucas, spoglądając na mnie.
Miał  na sobie koszulę i spodnie od garnituru, jedną rękę miał na udzie, a drugą na oparciu kanapy.
Posłałam mu uśmiech i usiadłam po drugiej stronie kanapy dając jedną nogę pod tyłek.
- Coś małomówna dziś jesteś.
Wzięłam kubek herbaty w obie dłonie, zrobiłam łyk i postawiłam go sobie na kolanie nadal trzymając.
- Cóż... Nie mam nastroju dziś.
- Może chcesz pobyć sama? Mam się zmyć?
- Nie! - omal nie wykrzyczałam. - Zostań... Nie wytrzymam kolejnego samotnego wieczoru, oszaleje. - wypowiedziałam już ciszej.
Lucas posłał mi tylko przyjazny uśmiech po czym zrobił łyk herbaty.
- Ładnie dziś wyglądałaś. - wypalił nagle.
- Nie, proszę nie. To była sukienka od Oscara
- Okeey. - chwila namysłu. - Wyglądałaś strasznie. - dodał po chwili śmiejąc się.
- O wiele lepiej się czuję, dzięki. - również się zaśmiałam.
      Nie chciałam, by ten wieczór się skończył. W końcu mogłam się do kogoś odezwać. Na prawdę źle działają na mnie samotne wieczory. Czułam się swobodnie przy nim. Czułam, że mimo wszystko mnie rozumie. Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy.

      Otworzyłam oczy. Wokół było ciemno. Wstałam i po omacku zaświeciłam światło w salonie. Jego już nie było. Wzięłam telefon do ręki, było po drugiej w nocy. Czekał na mnie również jeden nieprzeczytany sms.

Od: Lucas
" Zasnęłaś pewnie ze zmęczenia. Nie chciałem Cię budzić. Weź sobie jeden dzień wolnego, wymyśl coś i zadzwoń do Marco, on resztę załatwi. Przyda Ci się odpoczynek."

Uśmiechnęłam się pod nosem. On jest cudowny. Wysłałam mu w odpowiedzi podziękowanie, a na końcu dodałam dwukropek z gwiazdką ah. Przeszłam do sypialni w celu dalszego snu. Mimo wszystko muszę wstawić się jutro w pracy.

     Rano wzięłam długi prysznic, chciałam zmyć wszelakie pozostałości po wczorajszym balu. Stałam pod strumieniem gorącej wody. Wpadłam w płacz. Chce do domu. Do mojego prawdziwego domu, gdzie są wszyscy których kocham. Nie chcę tu być. Muszę wszystko przemyśleć w ten weekend. Gdy już się uspokoiłam i wyszłam spod prysznica, pomordowałam się chwilę z włosami, które nie chciały ze mną współpracować. Wiedziałam, że ten dzień będzie do dupy. Spięłam je w kucyk. Na śniadanie standardowo kawa i wiadomości. Już od rana trąbili o wczorajszym balu. Nie miałam ochoty tego słuchać, więc wyłączyłam telewizor. Siedziałam w ciszy i piłam kawę.
     W pracy unikałam jakiegokolwiek kontaktu z Oscarem. Wykonywałam w spokoju swoją pracę, którą zadał mi Marco. On również nie był s tanie wytłumaczyć swojego wczorajszego zachowania. Coś ukrywa. Sam stwierdził, że nie może mi wszystkiego powiedzieć, cokolwiek ma to znaczyć. Mój spokój przerwała czyjaś kłótnia. Nie słyszałam dokładnie o co poszło, ale z ciekawości wychyliłam nos znad mojego boksu. Doznałam szoku. Oscar kłócił się z Lucasem na końcu sali. Miałam ogromną nadzieję, że nie chodzi o wczorajszy incydent. Lucas był bardzo zdenerwowany, chociaż to mało powiedziane. Gestykulował, a Oscar starał się go uspokoić. Mój wczorajszy wybawca chodził w tę i we w tę. Stanął po czym potarł kark dłonią. Spojrzał w moją stronę. Szybko schowałam się w boksie. Nie mój interes. Modliłam się tylko, by tu nie podszedł.
     W czasie przerwy zrobiłam to, co obiecywałam sobie, że już nigdy nie zrobię. Wyszłam przed budynek zapalić papierosa, którego nabyłam w drodze do pracy. Jako karę wyznaczyłam sobie powrót do domu na piechotę.

     W samotnej podróży do domu doszłam do wniosku, że tu nie pasuję. Po zakończeniu jutrzejszego dnia w pracy mam zamiar stawić czoła Oscarowi i poinformować go o moim wypowiedzeniu, które przysługuje mi z dnia na dzień z powodu mojego okresu próbnego w tej firmie. Na samą myśl, że będę przy mamie, Davidzie, Kate, no i Mailo uśmiech maluje mi się na twarzy.
- Co Pani taka zadowolona?
- Śledzisz mnie. - oznajmiłam spoglądając na Lucasa, który dorównał mi kroku. Po zilustrowaniu go stwierdziłam, ze był po joggingu.
- Może Bóg tak chce byśmy wpadali na siebie.
- Boga nie ma. - zaśmiałam się.
- Ooo jaka buntowniczka.
Zatrzymałam się. On również. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego.
- Herbaty? - uśmiechnął się.
Jest niemożliwy. Zrozumiał mnie bez słów. Kiwnęłam tylko głową.
     Po drodze kłóciliśmy się, kto zrobi herbatę. Oczywiście wygrałam. Gdy tylko weszliśmy do jego posiadłości skierowałam się do kuchni, a on sam na piętro w celu ogarnięcia się po joggingu. Pozwoliłam sobie przeszukać szafki w kuchni, bo przecież nie wparuje mu teraz do łazienki, czy gdziekolwiek jest z zapytaniem gdzie herbata. Natrafiłam na pianki. Nie jadłam pianek od... Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio je jadłam. Przesypałam je do jakiejś miski, którą udało mi się znaleźć.
Po zalaniu herbaty i wyciągnięciu saszetek z kubków, zaniosłam je do salonu wraz z miską.
Usiadłam po tzw "turecku" na fotelu z kubkiem w dłoni. Po kilku minutach Lucas zawitał na kanapie.
- Natrafiłam na pianki, pomyślałam, że taka przekąską... - wydukałam.
- Jasne, jedz. - wcisnął jedną do ust, a drugą rzucił we mnie.
Wybuchnął śmiechem. Zaczęłam się również śmiać.
- Po pracy chyba możesz wyluzować, co? - wepchnął kolejną do ust.
Zabrałam piankę z kolana i zrobiłam to co on, a dla bezpieczeństwa odłożyłam kubek. Mogłabym je jeść kilogramami.
Lucas wyglądał jak małe dziecko zajadające się piankami. Na prawdę przyjemnie mi się z nim spędzało czas. Wpychał ogromną ilość pianek do buzi po czym wymawiał jakieś zdanie. Moim zadaniem było odgadnięcie cóż takiego powiedział.
- Cooo? - zaczęłam się śmiać, gdyż kompletnie go nie rozumiałam i dodatkowo wyglądał komicznie.
- Jeę ojny yak ak! - powtórzył.
- Poddaje się.
Lucas zasłonił usta dłonią i z trudnością przełknął zawartość buzi.
- Jestem wolny jak ptak! Jak mogłaś nie zrozumieć. - zrobił łyk herbaty
- Tylko do soboty, nie ciesz się tak.
Westchnął tylko.
- Nie mam racji? ...W sumie to nie moja sprawa.
- Leila zostaje w Vegas, odwidziało jej się wychodzenie za mąż i trzymanie się jednego faceta.
- No co ty!? - wypaliłam.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jak ta blondi mogła coś takiego zrobić? I to takiemu facetowi. Na dodatek to w tym tygodniu, kiedy mieli brać ślub.
     Lucas postanowił postawić wino za nasze marne, nieukładające się życie. Nie zaprzeczyłam, gdyż czułam, że dobrze mi zrobi napicie się czegokolwiek mocniejszego od herbaty.




~*~
Ja pierdziele. Czytając wasze blogi, sądzę że mój to kompletne dno -.-
Nie mam pojęcia kiedy new, gdyż przez ponad pół dnia jestem w pracy + obowiązki domowe :(

8 komentarzy:

  1. Jakie dno, kochana co ty wygadujesz :o ?
    Nie lubię już Szefa wszystkich szefów. Tak się dam nie traktuje, tfu tfu.
    Oscar, ah, Oscar. Zawsze w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Przypadek? Nie sądzę ^^
    Nie każ czekać za długo, bo nie wytrzymam :<
    Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. jakie Dno ? jak możesz mówić na ten zajebiście fantastyczny rozdział dno !?
    ja również nie lubie już szefa wszystkich szefów :( zwykły cham !
    mam nadzieje,że wena ci wróci szybciutko , bo będę czekała z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    pozdrawiam i całuje
    Nobody :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam nowy rozdział: http://figure-you-out.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgodzę się z innymi: jakie dno? Każdy początkujący pisarz potrzebuje czasu, aby wykształcić swój styl pisania, poprzez tworzenie takich blogów, umieszczenie na nich tekstów, opowiadań itp. Nie porównuj swojego bloga do innych, bo tracisz wiarę, że ty możesz napisać coś równie wspaniałego. :) Co prawda, było parę błędów i pozwól, że ci je wymienię:
    -Cały rozdział napisany był w czasie przeszłym i wtedy czytamy drugie zdanie jako jedyne w czasie teraźniejszym.
    -"Będąc sam na sam z Lucasem, nie odczuwałam takiego strachu jak będąc pomiędzy ludźmi z Oscarem." moim zdaniem lepiej pasuje tu "nie czułam" i będąc, powtórzenie.
    -Nie podoba mi się zdanie "Wpadłam w płacz." Brzmi tak...dziwnie.
    -"Czułam się swobodnie przy nim. Czułam, że mimo wszystko mnie rozumie." Czułam, powtórzenie.
    -"Lucas posłał mi tylko przyjazny uśmiech po czym zrobił łyk herbaty." Lepiej moim zdaniem pasuje "napił się herbaty". :)
    -"...nie był S TANIE wytłumaczyć swojego..." Myślę, że to po prostu litrówka.
    -Oprócz tego nie było paru przecinków.
    Broń Boże nie myśl, że to krytyka. :) Po prostu uważam, że trzeba wypisać błędy. Trzymam kciuki za Ciebie i pisz szybko nowy rozdział. Dużo weny kochana. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi :) Człowiek uczy się na błędach, więc postawiłam sobie cel, by w przyszłości robić ich coraz mniej. Na prawdę bardzo, bardzo dziękuję! :) Miło czyta mi się takie komentarze, wtedy wiem, że osoba publikująca go, czytała uważnie :)
      Buźka ;)

      Usuń
  5. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział! ♥ http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/2014/11/6-nieszczesliwe-spotkania.html

    OdpowiedzUsuń
  6. nowy rozdział:http://reallyiloveyou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń